Diva for rent

Diva for rent. Spektakl komediowo-operowy, w roli głównej Alicja Węgorzewska.

Tytuł naszej sztuki w dosłownym tłumaczeniu z włoskiego i angielskiego brzmi „Boska do wynajęcia. Prosimy traktować go dosłownie. Chcemy zachęcać do opery, bawić, dawać przyjemność i rozrywkę wszędzie i każdemu. Ten projekt jest idealną propozycją na wszelkiego rodzaju eventy, które wymagają szlachetnego akcentu w postaci wydarzenia arty-stycznego. Przedstawienie jest tak pomyślane, by można je było grać nie tylko na teatralnej scenie. Jeśli chcieliby Państwo wynająć nasze przedstawienie włącznie z divą, pokazać je w swojej firmie, na festiwalu, uroczystej gali i innych wyjątkowych imprezach, prosimy o kontakt.

Czas trwania : ok 70 minut

Autor Jerzy Snakowski

Reżyseria Jerzy Bończak

Choreografia Emil Wesołowski

Scenografia Rafał Olbiński

Artyści: Diva – Alicja Węgorzewska, Skrzypek – Bogdan Kierejsza, Pianista – Maciej Tomaszewski, Tancerz – Paweł Owsikowski

W spektaklu fragmenty m.in. z oper Tosca, Aida, Carmen  czy Traviata.

Materiały informacyjne i rider do pobrania

Ten projekt od początku do końca jest komercyjny. To zarazem spore wyzwanie, bo chcę sprzedać to, co ludziom kojarzy się z nudą, ze sztuką wysoką, z czymś niedostępnym – mówi Jerzy Snakowski, pomysłodawca i autor scenariusza, a zarazem związany Trójmiastem miłośnik opery.

Diva for Rent

 
„Diva do wynajęcia” wzięła się z mojej niechęci do koncertów operowych, podczas których wykonuje się arię wyrwaną z kontekstu dzieła. Jakaś śpiewaczka wchodzi na scenę, udaje że coś przeżywa, śpiewa w języku, którego nikt nie rozumie i ucieka. Po setnym takim koncercie stwierdziłem: „Dlaczego ta śpiewaczka nie może czegoś do nas powiedzieć? Niech coś powie!” Tak to się zaczęło.

Diva for RentW ten sposób zrodził się pomysł na monodram, w którym śpiewaczka operowa przybliża kulisy powstawania opery. Śpiewa całe arie, jej części lub pojedyncze frazy i komentuje je, opowiada o życiu na scenie i poza nią. Przekonuje, że opera da się lubić, a nawet pokochać. Pomysł spodobał się Krystynie Jandzie, która zgodziła się wystawić spektakl w swoim w warszawskim Teatrze Polonia (choć prawa do niego pozostają w rękach realizatorów). „Divę…” wyreżyserował kojarzony z lekkim repertuarem Jerzy Bończak, scenografię stworzył ceniony zagranicą Rafał Olbiński, a choreografią zajął się Emil Wesołowski (choreograf drugiej części „Chopinartu”). Najważniejsza jednak jest diva: Alicja Węgorzewska-Whiskerd.

Niełatwo znaleźć śpiewaczkę, która poradzi sobie w spektaklu dramatycznym, a „Diva do wynajęcia” posiada obszerne partie tekstu mówionego. Śpiewaczka musiała być wiarygodna. Chciałem, aby monodram był podszyty prawdziwą operą, a nie produktem operopodobnym. W Operze Bałtyckiej poznałem Alicję. Udało mi się zainteresować ją swoim projektem i zaczęliśmy szukać producenta. Okazało się, że trudno znaleźć taką osobę, więc Alicja sama podjęła się produkcji spektaklu – opowiada Snakowski.

W spektaklu pokazuję swoje poczucie humoru i dystans do zawodu śpiewaczki operowej. Tłumaczę, dlaczego śpiewaczka jest często kiepską aktorką, dlaczego mezzosoprany przebierają się za mężczyzn i dlaczego libretta są z reguły pasztetami o niczym.

 

Recenzje

„Śpiewany monodram trudny i zaskakujący jak akrobacje na linie”

Na scenie Polonii Alicja Węgorzewska dwoi się, zdradzając kulisy operowej sztuki. I robi to z naprawdę inteligentnym humorem.

Oto spektakl na nasze czasy, w których należy liczyć się z realiami ekonomicznymi. W monodramie „Diva for rent” świat wielkiej opery został więc mocno okrojony. Zamiast pluszowej kurtyny ze złoceniami mamy w teatrze Polonia czerwoną płachtę na sznurku, brak orkiestry musi zrekompensować pianista ze skrzypkiem. Chóru nie ma, a Alicja Węgorzewska wciela się też w męskie role, choć częściej jej partnerem bywa tancerz Jarosław Derybowski. Za dekoracje musi wystarczyć kilka mebli, które zaprojektował Rafał Olbiński, odwołując się do stylistyki swych słynnych plakatów operowych.

Spektakl może być jeszcze skromniejszy, firma producencka (jej właścicielką jest sama wykonawczyni), podkreśla, że „Diva for rent” to przedsięwzięcie do wynajęcia na gale i imprezy. Czas trwania można dowolnie skracać, bo struktura monodramu przypomina budowlę z segmentów.

A jednak „Diva for rent” nie jest chałturą, lecz inteligentną rozrywką. To zasługa tekstu Jerzego Snakowskiego. Słuchając opowieści o kulisach świata opery i życiu primadonny, publiczność śmieje się często. Tych, którzy nie bywają w operze, bawią dowcipy o podstarzałych śpiewaczkach i grubych tenorach, dla melomanów autor porozrzucał w tekście błyskotliwe żarty z operowych konwencji.

Alicja Węgorzewska gra artystkę plotkującą o koleżankach i kolegach, nie szczędząc złośliwości, ale pozwala sobie też na chwile prywatnej szczerości. Momentami można więc odnieść wrażenie, iż mówi do nas własnymi słowami. I oczywiście śpiewa – w ciągu godziny musi być Amneris, Azuceną, Dalilą, Toską, Cherubinem, a nawet Alfredem z „Traviaty”, na koniec zaś w ekspresowym tempie odegrać cztery akty „Carmen”.

Każde z tych wcieleń powinno być lekko przerysowane – tego żąda reżyser Jerzy Bończak i wymaga konwencja spektaklu. Węgorzewska balansuje zatem na granicy żartu i profesjonalnego, operowego śpiewania, ale nie oczekujmy od niej wokalnej finezji i superprecyzji. Jest jak linoskoczek grający na skrzypcach, który ubiega się o angaż, a oglądający jego podniebne akrobacje mówi z przekąsem: „Yehudi Menuhin to on nie jest”.

Nie wybrzydzajmy jak ów dyrektor, lecz bawmy się na „Diva for rent”, bo po to została powołana do życia. Zwłaszcza że tak rzadko mamy dziś okazję obcować z inteligentną rozrywką.  Jacek Marczyński Źródło: Rzeczpospolita

Śpiewaczka spada z piedestału

„Czy wyłączyli Państwo telefony komórkowe?” – pyta ubrana w widowiskową czerwoną suknię Alicja Węgorzewska. „To proszę je włączyć. Za chwilę będziecie mieli Państwo unikalną okazję do nagrania nowej melodyjki do swojej galerii dźwięków”.

Tak nietypowo rozpoczyna się spektakl „Diva for Rent”, określany jako monodram operowy. Nazwa, trzeba przyznać, dość onieśmielająca. Po pierwsze sugeruje obecność wyłącznie jednej aktorki na scenie. W dodatku wzbudza obawę, że wieczór okaże się wielką niekończącą się arią, co na szczęście nie następuje. „Diva for Rent” nie onieśmiela. Wręcz przeciwnie, za poważną nazwą kryje się raczej żartobliwy one woman show o operze (przekornie przetłumaczony w spektaklu jako „Jedna kobieto pokaż”). Artystka w towarzystwie skrzypka, akompaniatora i tancerza prowadzi zabawny dialog z publicznością, omawiając najpowszechniejsze „grzechy” opery i stereotypowe zarzuty widzów wobec tego gatunku, a za przykład służą jej samodzielnie wykonywane fragmenty arii.

Tekst „Divy for Rent” został napisany przez Jerzego Snakowskiego (znanego pasjonata teatru muzycznego, byłego wicedyrektora Opery Bałtyckiej) specjalnie dla Alicji Węgorzewskiej. I to się czuje. Monolog płynie swobodnie, z serca. Śpiewaczka bez patosu i wzniosłych haseł, za to z dystansem, ironią i humorem konsekwentnie wyśmiewa kolejne wady oper: słabe aktorstwo, niezrozumiałe teksty, kobiety grające mężczyzn. Tytułowa diva nie szczędzi uszczypliwości wobec gatunku, kupując tymi małymi złośliwościami widza. Gdy wspomina pierwszą swoją wizytę w operze, przyrównuje to wydarzenie do terapii grupowej śpiewaków i dyrygenta. Jak łatwo i szybko przypominamy sobie wówczas swoje pierwsze operowe doświadczenia.

Chciałoby się napisać, że w monodramie interesującą kreację stworzyła Alicja Węgorzewska. Ale, jak to było? „Dwa miesiące na zapyziałej scenie od rana do nocy, a oni napiszą, że „stworzyła interesującą kreację” – pobrzmiewa w uszach ironia scenicznej divy. Zresztą nie odegranie roli wydaje się w spektaklu najważniejsze. Bardziej istotne jest skracanie dystansu oraz zacieśnianie relacji między operową śpiewaczką – często uważaną za wyniosłą i nieprzystępną – a publicznością. Trudno znaleźć granice między sceniczną kreacją a osobą Alicji Węgorzewskiej. Bohaterka i aktorka w oczach widza tworzą właściwie jedną postać. Śpiewaczka najprawdziwsza jest w chwilach nostalgii. Gdy opowiada o tym, jak każdego dnia sprawdza, czy nie straciła głosu – aż trudno uwierzyć, że mówi tekstem, a nie własnymi słowami. W tym momencie cienka linia między bohaterką a aktorką zaciera się całkowicie, a wizerunek operowej śpiewaczki zostaje skutecznie odbrązowiony.

Monolog divy urozmaicony jest fragmentami arii m.in. z „Aidy”, „Trubadura”, „Samsona i Dalii” i „Traviaty”. Utwory te ilustrują przytaczane przykłady, stąd ich lekkie przerysowanie oraz komediowa otoczka scenografii i choreografii. Jednak mimo takiej nadinterpretacji i pokazowej banalności tekstów, wykonania Węgorzewskiej to uczta dla ucha. Z każdym utworem coraz wyraźniej ujawnia się prawdziwy cel monodramu – by pod pozorem kpiny z opery, zachęcić do niej. Bo ostatnia część spektaklu, czyli błyskawiczny skrót przez cztery akty „Carmen” (pokazujący dlaczego jest to wymarzona rola każdej mezzosopranistki), wzmaga apetyt. Udowadnia, że: „opera, pomimo swych pozornych idiotyzmów, pomimo tego, że gruba udaje w niej chudą, a brzydki pięknego i nikt im nie wierzy, jest po prostu magiczna”.

Wybierając się na „Divę for Rent” w mojej głowie paliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Bo choć Alicja Węgorzewska uważana jest za jedną z najlepszych śpiewaczek operowych w Polsce, jej udział w monodramie zbiegł się z jurorowaniem w jednym z telewizyjnych show, a w opisie spektaklu zawarta jest informacja, że może uświetniać prywatne imprezy. Wychodząc z teatru jakoś przestało mieć to dla mnie znaczenie. „Diva for Rent” to sympatyczna rozrywka, która ma szanse przyciągnąć większą widownię do opery. I choć z pewnością mnie na to nie stać, chętnie zobaczyłabym ją na urodzinowej imprezie. Agnieszka Serlikowska. Źródło: Nowa Siła Krytyczna

 

Jedno kobieto pokaż – czyli One Woman Show w wykonaniu Alicji Węgorzewskiej. Premiera monodramu „Diva for Rent”

Opera? To brzmi… poważnie. Jednak Alicja Węgorzewska w swoim monodramie traktuje ją z lekkim przymrużeniem oka. W zabawny sposób udowadnia, że tego typu muzyka wcale nie musi być nudna.

„Diva for Rent” to zbiór kilkunastu monologów, będących swego rodzaju przewodnikiem po świecie opery. W trakcie ponad godzinnego przedstawienia Alicja Węgorzewska nie tylko w żartobliwy sposób tłumaczy reguły rządzące operą, ale przede wszystkim wykonuje najbardziej znane fragmenty arii. Wykonania pozbawione są patosu, towarzyszy im niezwykła scenografia (Rafał Olbiński), odważne kostiumy (Natalie Olbiński) a przede wszystkim zabawna choreografia(Emil Wesołowski) i gra bohaterów. Chociaż to One Woman Show, na scenie artystce towarzyszą muzycy oraz tancerz.

I tak wystarczy tylko posłuchać fragmentu„Strasznego Dworu” (Któraż to która,/Tej ziemi córa,/Nie drży z powicia/Życiem jej życia?) by zrozumieć, dlaczego nie ma sensu tłumaczyć libretta na rodzimy język. Śpiewaczka dodatkowo przeprowadza szybki kurs języka włoskiego, przedstawiając słowa, kluczowe w zrozumieniu tekstu. Kąśliwie i z dystansem wypowiada się o grze aktorskiej kolegów po fachu. Serwuje publiczności także „Carmen” w pigułce (trzeba przyznać, że w sposób zachęcający do obejrzenia całości). I tak by można wymieniać…

Dzięki przedstawieniu „Diva for Rent” usłyszeć można najbardziej rozpoznawalne fragmenty takich oper jak „Trubadur”, „Carmen” czy „Aida”. Mezzosopranistka w swoim show odpiera główne zarzuty osób, postrzegających operę w stereotypowy sposób. Niebanalna formuła monodramu autorstwa Jerzego Snakowskiego, w reżyserii Jerzego Bończaka, sprawia, że ma on szansę przypaść do gustu zarówno zasłuchanym w operze jak i tym, którzy są do niej nastawieni nieco sceptycznie. Małgorzata Warwas. Źródło: www.muzyka.pl